W porównaniu z zeszłym rokiem filmy rozpoczynały się zaskakująco punktualnie, nie było zakręcających kolejek, w których ostatni stają się pierwszymi, przychodząc pół godziny wcześniej zawsze bez problemu zajmowałam sobie ulubione miejsce, nawet chyba mogłabym przychodzić później. Ten brak kolejek to z jednej strony plus, z drugiej czasem zdążyła się uzbierać jakaś grupka, w której nikt nie miał śmiałości zacząć kolejki i wszyscy się tak czaili po dwie-trzy osoby blisko wejścia. Kiedy się już tworzyły, wiele osób miało wątpliwości, czy stoją po dobrej stronie i czy w tym roku jest podział na bilety i karnety, można by umieścić napisy o braku takiego podziału. Na plus mogę też zapisać darmową wodę mineralną schowaną w kącie przy sali nr 2.
Trochę zabawna sytuacja wyszła z pokazami w Rynku, miał być dla każdego prezent w postaci reklamowanego napoju, a wielu odczytywało to jako zajęcie komuś miejsca. Do mojego ostatniego rzędu podeszła jedna para, zobaczyli koło mnie siedem czy osiem wolnych krzeseł i westchnęli "no nie, tu też pozajmowane, idziemy do domu".
Jeśli chodzi o zachowanie publiczności, to nie byłam na szczęście świadkiem żadnych skandalicznych incydentów, raz tylko panie ucinały sobie pogawędki, ale uciszono je grzecznie i przeprosiły, raz też spotkałam opisywaną już parę wzbogacającą muzykę Sigur Rós o odgłosy szeleszczenia i chrupania, jednak sami szybko się zorientowali, że to nie miejsce na podjadanie przekąsek.
Podobnego wyczucia niektórym zabrakło, jeśli chodzi o napisy końcowe. Mam taką zasadę, że film oglądam od pierwszej do ostatniej sekundy. Nawet jeśli mnie nie poruszył i nie potrzebuję czasu na ochłonięcie zanim wyjdę do ludzi, nawet jeśli napisy to chińskie krzaczki, zawsze słucham towarzyszącej napisom końcowym muzyki. Zupełnie inne jest końcowe wrażenie wyniesione z filmu
Control, jeśli się wyjdzie z sali w trakcie utworu
Atmosphere lub jeśli wysłucha się coveru
Shadowplay w wykonaniu The Killers. Nie wymagam od nikogo, żeby też przykładał do tego wagę, w DCF-ie jestem przyzwyczajona do siedzenia na napisach końcowych w pojedynkę, ale ludzie, czy nie możecie dyskutować, do którego pójść pubu, już za drzwiami? Rozmowy na sali w trakcie napisów urządzali też sobie niektórzy wolontariusze. Z napisów po
Człowieku z Hawru wyszłam wcześniej, bo miałam wrażenie, że bardzo przeszkadzam obsłudze w pośpiechu zrywającej z siedzeń naklejki.
W dalszym ciągu słabym punktem pozostaje Multikino. Mam wrażenie, że ta atmosfera multipleksu jakoś tak oddziałuje na publiczność i tamtejsze seanse to jednak nie to samo co w Heliosie - tak jak rok temu, zawsze długo trwało, zanim ktoś odważył się zacząć klaskać. Młode wolontariuszki wyglądały na jeszcze bardziej nieśmiałe i stremowane niż te w Heliosie, jakby nie było tam nikogo z większym doświadczeniem i wszyscy się obawiali, jak sobie poradzą w przypadku jakiejś awarii. Ktoś może powiedzieć, że nie ma co narzekać, można było filmów w Multikinie nie wybierać, wszystkie były lub będą w normalnej dystrybucji. Tyle że po to właśnie wybrałam seans festiwalowy, żeby te filmy obejrzeć w spokoju i żeby nikt np. przy scenie gwałtu nie chichotał opowiadając sobie jakieś zabawne anegdotki z wakacji. Swoją drogą spacer z Multikina do Heliosa i mijanie żebrzących cyganów mogły być ciekawym przedłużeniem pokazu
Cygana :>
"Gazeta Wyborcza" napisał(a):Seanse, na których w salach pozostawały wolne miejsce, można było policzyć na palcach
Cóż, dzięki temu, że kupując bilety ustaliłam sobie limit 200 zł, akurat starczy mi tych palców u dłoni

Na prawie każdym seansie miałam obok siebie jedno, a czasem i oba miejsca wolne. I w moim subiektywnym odczuciu to akurat świetnie. Najlepszy był pokaz
Ostatniej zimy, na którym obsadzone było mniej więcej co trzecie siedzenie, zważywszy że na sali było zimno, a wiele osób wyglądało na niewyspane, można było swobodnie się kulić, prostować i przekładać z boku na bok

Gorzej dla tych, którzy w festiwal inwestują i liczą na zyski.
W innym temacie pisano
Dark Angel napisał(a):za tę kasę jaką wydaję co roku na karnet mogłabym przynajmniej oczekiwać, że obejrzę film w spokoju i wygodzie.
Myślę, że niezależnie od cen biletów czy karnetu pełnej wygody od Heliosa oczekiwać się nie da. Biorę pod uwagę, że ja z moim czuciem się niekomfortowo, kiedy ktoś jest bliżej niż pół metra ode mnie, stanowię akurat odosobniony (może chorobliwy) przypadek, ale każdy ma ze sobą jakiś plecak czy torbę, osoby wybierające się na ostatni seans na Rynku biorą kurtki czy koce, trudno na 3,5-godzinnym seansie siedzieć sobie wygodnie trzymając to wszystko na kolanach (pod nogami też nie bardzo się da, bo ktoś wychodzący w trakcie może się o to potknąć albo zdeptać ci kanapkę

). Jeszcze gorzej będzie zimą. Przydałoby się w zmieniającym się kinie Helios uwzględnić szatnię.
Mam wrażenie, że projektujący ten budynek ani przez chwilę nie myśleli o kompromisie między jego wydajnością a komfortem widzów, skupiali się wyłącznie na maksymalizacji zysków. W sali numer 1 na szczęście jest rząd XIV z siedzeniami przesuniętymi w stosunku do wcześniejszych, ale na ogół trzeba stale przetasowywać miejsca - siądzie w pierwszym rzędzie wysoki dwumetrowy mężczyzna, to kolejno przesuwają się wszystkie niskie dziewczyny w następnych, zaraz przyjdzie jego równie wysoki kolega i roszada od nowa. Przed seansem to nic takiego, ale kilkakrotnie zdarzyło mi się, że takiej wysokiej osobie zajmowano miejsce do końca reklam albo i początku filmu, więc bawiliśmy się w to przesiadanie, kiedy film już trwał. Ci wysocy zresztą też nie są w takiej idealnej sytuacji, bo mają tylko kilka miejsc w ostatnim rzędzie, w których mogliby w trakcie długiego filmu rozprostować nogi.
Wspomniałam o wchodzeniu na film już po jego rozpoczęciu - to miało miejsce na prawie każdym seansie, w którym brałam udział. Czym się kierują wpuszczający spóźnialskich wolontariusze? Czy uważają się za mądrzejszych od tego, który ustalił taką, a nie inną zasadę? I jak sumienny wolontariusz ma uzasadnić przestrzeganie jej widzowi, który się upiera, że zapłacił, więc seans mu się należy, jeśli do sali obok spóźnialscy są wpuszczani bez problemu?
doktor pueblo napisał(a):1. Miałem wrażenie, że w zeszłym roku Pan Roman Gutek obiecywał, że będzie mniej filmów, a po więcej seansów, co przyjąłem z dużą radością. Przy 2 seansach na film często trzeba rezygnować z projekcji, ponadto ludzie oglądają inne filmy i o wielu nie są w stanie dyskutować. Niestety obietnica ta nie została zrealizowana. A może mi się to przyśniło?
Też to pamiętam. Ale jednocześnie można było przeczytać:
"Gazeta Wyborcza" napisał(a):- Mam wrażenie, że u nas jest po prostu za mało projekcji.
- Na festiwalu możemy pokazywać filmy zwykle dwa razy, co ustalone jest w umowie z posiadaczami praw. Rzadko zdarza się zgoda na trzy seanse.
doktor pueblo napisał(a):2. Głosowanie w konkursie: dzięki ustaleniu 24 godzin na oddanie głosu, oddałem głos tylko na 1 film. Inna sprawa, że parę konkursowych obejrzałem wcześniej w ramach Klubu i nie mogłem na nie zagłosować (tak, wiem, mogłem iść jeszcze raz, ale dla samej radochy z dania 1 Sentymentalnemu zwierzęciu nie chciałoby mi się męczyć 2 godzin).
Mógłbyś wejść, wziąć kupon i uciec :]