Jean Gentil, reż. Israel Cárdenas, Laura Amelia Guzmán

Dyskusje nt. wybranych przez organizatorów filmów z programu 11.NH
Avatar użytkownika
Seblon
NH-Moderator
 
Posty: 1055
Na forum od:
16 lut 07, 14:33

Post 1 cze 11, 14:48

Przedostatnim filmem KKFNH jest:

Jean Gentil w reżyserii Israela Cárdenasa i Laury Amelii Guzmán, który zostanie zaprezentowany w Panoramie 11.MFF NH.

{{{MFF Wenecja 2010 - specjalne wyróżnienie w sekcji Horyzonty}}}
{{{MFF Saloniki 2010 - Brązowy Aleksander - Nagroda Specjalna Jury za oryginalność i innowację}}

:arrow: oficjalna strona filmu >>>
:arrow: zwiastun >>>
21. MFF Nowe Horyzonty 22 lipca - 1 sierpnia 2021

Avatar użytkownika
waszkas
 
Posty: 162
Na forum od:
15 lip 10, 17:13

Post 1 cze 11, 14:51

"Jean Gentil" to jak do tej pory najlepszy film jaki obejrzałem w ramach klubu. Szkoda, że nie w konkursie. Podczas senasu przypomniał mi się inny film pokazywany na ENH dwa lata temu. Chodzi mi o "Parque via". Bohaterowie obu filmów mają podobny problem, kiedy już odnajdują swoje miejsce na świecie, ktoś je im brutalnie odbiera. Filmy te pokazują bohaterów bardzo samotnych i nie pasujących do otoczenia, dla których ucieczką od rzeczywistości jest praca. To w niej mogą się spełniać.
Film jest strasznie dołujący, choć nie zabrakło w nim akcentów humorystycznych. Bohater mimo, iż nigdy się nie uśmiecha (nie rozumie też jak inni mogą to robić) budzi wiele sympatii i sprawia, że kibicujemy mu i cieszymy z jego małych sukcesów. Reżyserzy filmu (jest to koprodukcja meksykańsko - dominikańska) postanowili jednak, że ich bohater ponosi klęskę o czym świadczy ostania scena. I tutaj trochę się zawiodłem. Obraz zniszczonego miasta miał pokazać porażkę bohatera, jego tragedię, a moim zdaniem zupełnie tam nie pasował. Moim wymarzonym zakończeniem byłaby scena, w której bohater podąża za swoją nową uczennicą i w pewnym momencie sie zatrzymuje. Takie otwarte zakończnie dałoby nam trochę nadziei.
Mimo to film uważam za bardzo dobry i zapewne nie jeden raz do niego wrócę.
"Jest duża różnica między robieniem czegoś dobrze a robieniem czegoś naprawdę twórczo"

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 1 cze 11, 19:26

ten film sprawił mi wielką przyjemność, stopniem melancholii dogania węgierskich mistrzów, moim zdaniem zakończenie bardzo do niego "pasowało", przecież profesor chciał umrzeć i zdaje się, że mu się to udało, a więc happy end, trudno mi trochę ogarnąć kontekst - akcja filmu toczy się na Dominikanie (zdaje się, że pada nazwa miasta, ale nie pamiętam, w którym momencie), a zniszczone miasto w ostatniej scenie to może odprysk zniszczeń na Haiti, w ogóle pomyślałam, że skoro Jean mówi po kreolsku, to pewnie jest emigrantem z Haiti i jego los, te wszystkie nieszczęścia, bieda, wykluczenie wiąże się symbolicznie właśnie z historią drugiej, gorszej części wyspy i wtedy zniszczone miasto byłoby tego obrazu dopełnieniem

Avatar użytkownika
waszkas
 
Posty: 162
Na forum od:
15 lip 10, 17:13

Post 1 cze 11, 19:29

Jeden z opisów filmu mówi:
"The movie was filmed on location in Santo Domingo and Port-au-Prince just before the January 12th earthquake and includes some takes from after the tragedy as “the desolate atmosphere of post-earthquake Port-au-Prince helped them convey the despair they were aiming to represent.”
"Jest duża różnica między robieniem czegoś dobrze a robieniem czegoś naprawdę twórczo"

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 1 cze 11, 19:46

to wszystko jasne: Santo Domingo to stolica Dominikany, Port-au-Prince - Haiti, cudowne te lasy palmowe, w ogóle wiele w tym filmie delikatności i soczystości

Avatar użytkownika
waszkas
 
Posty: 162
Na forum od:
15 lip 10, 17:13

Post 1 cze 11, 20:04

i piękne sceny modlitw :)
"Jest duża różnica między robieniem czegoś dobrze a robieniem czegoś naprawdę twórczo"

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 1 cze 11, 21:12

A czy scena finałowa lotu nie za bardzo narzuca Wam jakieś zupełnie banalne skojarzenia i uporczywe podkreślanie: och, jakie to Haiti biedne, jakie pogrążone w chaosie i bezbronne jak... główny bohater? Mnie to jakoś razi niestety...
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 1 cze 11, 22:54

Po pierwsze zgadzam się z psubratem. Ostatnia scena jest zupełnie niepotrzebna. Czy ma narzucić nam, że to Haiti takie nieszczęśliwe jak główny bohater, czy na odwrót - zasugerować, dlaczego jest taki nieszczęśliwy - i tak lepiej, żeby jej nie było. Poza tym nie zgadzam się, że, jak to napisał o bohaterze waszkas, "kiedy już odnajduje swoje miejsce na świecie, ktoś mu je brutalnie odbiera". On zawsze miejsce na świecie odbiera sobie sam. Za każdym razem to on odrzuca wyciągniętą ku sobie pomocną dłoń. Też te "drobne sukcesy" - to my je tak odbieramy, my byśmy chcieli, żeby on na nie tak patrzył, ale on nie potrafi (najbardziej wymowna pod tym względem wydaje mi się przedostatnia scena, z uczennicą, która wydaje się sugerować takie odnalezienie sobie miejsca na świecie, ale z której dla samego bohatera w ostateczności nic nie wynika - jest zbyt skoncentrowany na swoim (mniemanym) nieszczęściu). To oczywiście pewnie nie jego wina, i trudno mu nie współczuć, ale ja jakoś nie potrafiłem się tym, takim bohaterem naprawdę przejąć. W ogóle cały ten film odebrałem jako takie kliniczne studium depresji. O tyle ciekawe, czy nieoczywiste, że osadzone w świecie, który nam wydaje się biedniejszy niż nasz, ale jednocześnie bardziej szczęśliwy. Mimo wszystko jednak spojrzenie raczej zimne i mało empatyczne.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 2 cze 11, 6:48

Przyznam, że ja znalazłam w tym filmie i ciepło i empatię, ale to pewnie przez moje sympatie dla melancholików, no właśnie zastanawiam się, czy to jest studium depresji czy melancholii, to chyba jednak różnica, choćby jeżeli chodzi o obszar, jaki obejmują, jak się rozlewają w czasie, jak głęboko drążą, w melancholii jest coś fundamentalnego i nieodwracalnego, depresja to opisana w szpitalnych rejestrach choroba, którą się leczy, która ma przyczynę, objawy, skutek, być może melancholia jest bardziej symbolicznym mirażem niż konkretem, nie daje się ująć – jak depresja – w statystyki. Czy zatem Jean był kiedyś zdrowy? Czy jego depresja/melancholia jest spowodowana biedą, wykluczeniem, niepowodzeniami, czy raczej bieda, wykluczenie, niepowodzenia są spowodowane depresją/melancholią? To przecież nie jest kino społecznie zaangażowane.

Po trzęsieniu ziemi na Haiti zastanawiano się, dlaczego właśnie tam, odmieniano przez wszystkie przypadki trudną historię wyspy, pamiętam te artykuły w gazetach, gdzieś w podtekście pisano, że gdyby to wszystko zdarzyło się na Dominikanie, byłoby o wiele mniej dramatyczne. A to przecież przypadek (splot okoliczności), nie – prawidłowość. Żarliwa religijność mieszkańców wyspy, przekonanie o boskim wpływie, jak w społecznościach prymitywnych, redukuje istnienie przypadku do zera. Przyczyną trzęsienia ziemi, tak jak wszystkich innych nieszczęść, było zapewne działanie niezmiennego fatum, które spadło na wyspę wcześniej, zawsze. Być może. W tej ostatniej scenie jest coś z boskiego planu.

Dlatego wydaje mi się, że Jean nie mógłby znaleźć swojego miejsca na świecie, czy odejść ze swoją uczennicą w kolorową dal.

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 2 cze 11, 17:29

Grzes napisał(a):On zawsze miejsce na świecie odbiera sobie sam. Za każdym razem to on odrzuca wyciągniętą ku sobie pomocną dłoń.

Dokładnie. Przecież budowlaniec opowiadający mu o kobietach i impreza wieczorna to środek raju, żyć nie umierać. A on odchodzi...
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 3 cze 11, 22:58

Ja zdecydowanie stawiam tutaj na melancholię :). Chociaż mój stosunek do bohatera jest dość ambiwalentny. Oglądające ten film rzeczywiście znajduje się ciepło, co jest chyba jego najmocniejszą stroną. Bohater, mimo, że sam się nie uśmiecha, potrafi wywołać uśmiech. Z drugiej jednak strony to "odpuszczanie", rezygnacja i ciągłe szukanie czegoś nowego, lepszego, zostaje przeze mnie nacechowane pejoratywnie. Trudno mi się zgodzić z niektórymi decyzjami profesora. Ale uważam, że to raczej wynik takiego a nie innego charakteru a nie depresji.

Im projekcja trwała dłużej, tym bardziej przywoływała we mnie klimat Pułapki na kraby, który pojawił się na ENH w zeszłym roku. Głownie za sprawą krajobrazów w pewnym stopniu do siebie zbliżonych (Kolumbia). Idealna pozycja do Panoramy.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 4 cze 11, 10:03

A moim zdaniem ten film w Panoramie się zatraci, bo jest bardziej w klimacie naszego konkursu, ale mogę się mylić. Ogląda się świetnie, krajobrazy i busz palmowy rewelacja, scena kąpieli w wodzie, jakby... nowe narodziny.... ale całość pozostawia niedosyt. Czy ten film ma sugerować, że aktualnie mając wykształcenie księgowego kompletnie nie można znaleźć pracy? Jakoś tego nie potrafię odczarować.
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 4 cze 11, 19:46

Nie chcę za bardzo wdawać się w polemikę, czy to jeszcze melancholia, czy już depresja, choć ja nie za bardzo rozumiem, jak kogoś, kto z uporem maniaka odrzuca wszeką pomoc innych, i który od tych innych oczekuje wyłącznie, żeby pomogli mu się zabić, można uznać poprostu za melancholika (co by musiał w takim razie robić, żeby można to uznać za depresję (tak na marginesie, to głównym czynnikiem ryzyka depresji są właśnie odpowiednie "predyspozycje" psychiczne - ważniejszym niż choroby, niepowodzenia itp.)). Odpowiedź na to pytanie tak naprawdę w żaden sposób nie zmienia mojej oceny filmu, który dla mnie jest ciekawy, ale trochę niedorobiony. Taki niekonsekwentny - próbujący jednocześnie pokazać bohatera, którego nie za bardzo rozumiemy, z zewnątrz, na zimno, i jednocześnie być z nim w chwilach modlitw, w chwili tych "nowych narodzin", jak pisze psubrat, w chwilach drobnych radości i humorystycznych zdarzeń. Taki zimny i ciepły jednocześnie, empatyczny i obserwujący z zewnątrz. Do tego to zakończenie, usiłujące dodać temu bardzo indywidualnemu dramatowi jakiegoś ogólnego sensu, zupełnie niepotrzebnie (bo ten indywidualny dramat, co najmniej ze względu na tę lokalną specyfikę, w której realne problemy splatają się z żarliwą religijnością, z patrzeniem na niepowodzenia, jakby były wynikiem fatum i radości, jakby były darami niebios, o czym pisała aszeffel, jest sam w sobie ciekawy). Ja też, jak psubrat, wiele rzeczy tutaj doceniam, ale nie potrafię się do końca przekonać do tego filmu.

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 8 cze 11, 14:33

dla mnie tez..najlepszy film/ kkf/..poczytalam Wasze opinie i widzę, ze mój odbiór nie do końca sprecyzowany....dam sobie chwile...jeszcze jestem w stadium emocji po obejrzeniu, do oceny dojdę

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 8 cze 11, 15:42

czy Gentil podpada pod angielskie "gentle"?
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 8 cze 11, 16:19

Psubrat - z francuskiego o ile mnie pamięć nie myli to "grzeczny". Ma jednak więcej znaczeń, co pewnie już sam sprawdziłeś.

Przed oglądaniem filmu, jak dostałam płytkę poczytałam trochę. I spodziewałam się czego innego w sensie filmu o tozsamości, narodowości itp itd. Ale zobaczyłam, odebrałam na pierwszym planie / mimo wyraźnego umiejscowienia / film bardzo intymny - Człowiek Bóg, Bóg Człowiek, człowiek przyroda, człowiek społeczny i aspołeczny, człowiek ze swoją tajemnicą. Właściwie to to widziałam , bo tak chciałam widzieć. Takie oglądanie zdeterminowała modlitwa- modlitwa, modlitwa rozmowa, modlitwa nadzieja, modlitwa niespełnienie

Zupełnie nie pomyślałam ani o melancholii ani o depresji. Bardziej o tajemnicy.

Ciekawą rolę dla mnie odgrywa koszula -> biała koszula, koszula z krawatem, koszula zapięta, koszula rozpięta, koszula poplamiona, bez koszuli

Jean się śmieje ..jest taka scena, gdzie śmieje się do siebie

Podoba mi się zakończenie - w sumie nie wiadomo czy umarl, czy żyje, czy spełniła się czy nie jego modlitwa...podoba mi sie też ta "jazda " kamerą na -świat, miasta, miasto...

...ja chcę ten film widzieć jako film o człowieku - punkt na mapie świata że swoją duchowością, nadziejami, samotnością, decyzjami....
spotkania Jeana z ludźmi też są dodatkowym zaakcentowaniem jego alienacji
wiem, ze to mój odbiór subiektywny, nie wiem czy akurat o taki odbiór chodziło reżyserom

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 15 cze 11, 20:40

łapię się na tym, że rozmawiam z Bogiem jak Gentil :)) tylko na inny temat :)

Avatar użytkownika
chinaski
 
Posty: 823
Na forum od:
24 sie 06, 7:06

Post 22 cze 11, 9:02

Smutny jest Jean Gentil. Świetnie zagrana rola. Tak naznaczonej klęską twarzy nie widziałem od czasu Stephena Rei z "Między złem a głębokim, błękitnym oceanem"(zresztą Rea w prawie każdym filmie ma tę twarz).
Ja go odebrałem bardzo melancholicznie, to jego pogodzenie z losem, z życiem, ze wszystkim co go spotkało i może spotkać. On się tym smutkiem rozkoszuje, nawet gdy zwraca się do Boga to nie widzę w tym jakiejś nadziei. Melancholia jest stara jak świat (no, nie do końca:-)),pojęcie to znał już Hipokrates. Jean jako człowiek wykształcony może o tym wiedzieć. Bardziej mi osobiście to pojęcie melancholia odpowiada niż depresja; depresja zastąpiła melancholię jako pojęcie dopiero w II połowie XIX wieku; to określenie starożytne wydaje mi się trafniejsze do stanu Jeana gdyż odnosi się wyłącznie do smutku ludzkiego, depresja bywa pojęciem szerszym. Smutny a więc melancholiczny jest zatem Jean Gentil..
Bardzo mi się ten film podobał.


Powrót do Klub Krytyków Forum NH