
_______________________________________________________
Nikt jak dotąd nie poruszył tematu twórczości Wyrypajewa. Dziwne. Czy dlatego, że nie oddychamy tym samym tlenem?
Po dość awangardowych spektaklach teatralnych jego autorstwa sama nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale szczęśliwie się nie rozczarowałam. I filmem jako całością i urokiem Gruszki i scenariuszem i konwencją ( choć musicalowa, to nie drażniąca, oryginalna, treściwa i bogata estetycznie ). Gromkie brawa po projekcji potwierdziły zresztą, że to nie tylko moje wrażenie.
Wyrypajew usilnie podkreślał jak ważne jest dla niego zrozumienie przez widza jego przekazu. To mnie ujęło. Bo o to w kinie chodzi. Prócz doznań estetycznych liczą się przecież refleksje, rozmyślania, odnośniki do własnego życia, świata itd.
O tyle ciekawe to dzieło, że teatr przemycony został na ekran, wzbogacony świetną muzyką i inteligentnym tekstem. Do tego dochodzi, oczywiście, pointa: od miłości do nienawiści jeden krok i odwrotnie. Tlenem też można się zatruć.