Dobry dokument w przewrotności podobny do klimatu czeskiego snu po amerykańsku, czyli do Exit through the gift shop. Niestety nie zostałem na rozmowie z panią reżyser, ale odczytałem ten film jako ukryte szyderstwo względem bohaterów, którzy właściwie rozwijając w sobie potrzebę poszukiwań duchowych zatracają się w pierdołach i pseudo-religijności jednocześnie zupełnie nie potrafiąc funkcjonować w społeczeństwie. Marzę o sesji wyginania widelców, może poczuję wtedy, że umiem uzdrawiać innych, God bless me. Zresztą, kultywowanie tradycji Indian też jest miłe, tym bardziej jeśli w chwilach wolnych przewalam fortunę na hazard i jadę na odwyk alkoholowy. Prawdziwy mistycyzm, serio.
