w temacie 'Moje typy - najlepsze filmy 10.ENH' psubrat napisał(a):A tu moje faworyty:
10) Zwyczajna historia - bez komentarza właściwie,
10) Wtorek, po świętach - cudo, mniam,
9) Ślady pamiętnika - dobre, choć zabrakło dokładności,
9) Petropolis - perwersyjna przyjemność oglądania katastrofy ekologicznej,
9) Paweł - pogoda ducha i pogodzenie z losem,
9) Moje szczęście - Ładunek 200 to taka bajka po teleranku,
9) Droga między dwoma punktami - rewelacja!
9) Cafe noire - trudno się wbić, ale potem już się ten film tylko kocha,
9) Amer - i muzyczny motyw przewodni...
A potem na ósemki:
Sławni i martwi - spokojne, urokliwe,
Mój pies Tulip - fekalno-gastryczna miłość czworonoga,
Mama - za znaki zapytania,
Le Quattro Volte - trochę jak dla mnie powtórka, ale równie dobra,
Kosmos - za mięsistość jedną z nielicznych w filmach turectwa,
All Tomorrow's Parties - za laskę zrywającą barierki na balkonie, have fun!
psubracie, podobają mi się Twoje "za", ale jedno jest enigmatyczne, o Śladach pamiętnika: "dobre, choć zabrakło dokładności", wytłumaczysz? (rzeczywiście obraz chwilami był nieostry:)






 mnie się akurat podobały te niezobowiązujące rozmowy, właściwie monologi spoza kadru, ja mam do fotografików stosunek więcej niż ambiwalentny, fascynują mnie i zniechęcają, podoba mi się ich ruchliwość, ale są bezczelni w tej swojej ciągłej chęci czerpania z rzeczywistości, często przesuwają granice, często traktują świat wokoło przedmiotowo, a jednocześnie tworzą piękno -chciałoby się powiedzieć- prawdziwe, namacalne, wzruszające i to wszystko w tym filmie było, ja to znalazłam, właśnie tę nieostrość, no i przypomniało mi się, jak wielką przyjemność kiedyś sprawiało mi oglądanie albumów z fotografiami, jedynym zarzutem (jeżeli to można traktować jako zarzut) byłaby tu moja wątpliwość, czy w ogóle w kinie, za pośrednictwem filmowego medium powinno się oglądać zdjęcia, ale o tym już chyba pisał sam Barthes w "Świetle obrazu", że fotografia wymaga kontemplacji, a w filmie obrazy poruszają się zbyt szybko
 mnie się akurat podobały te niezobowiązujące rozmowy, właściwie monologi spoza kadru, ja mam do fotografików stosunek więcej niż ambiwalentny, fascynują mnie i zniechęcają, podoba mi się ich ruchliwość, ale są bezczelni w tej swojej ciągłej chęci czerpania z rzeczywistości, często przesuwają granice, często traktują świat wokoło przedmiotowo, a jednocześnie tworzą piękno -chciałoby się powiedzieć- prawdziwe, namacalne, wzruszające i to wszystko w tym filmie było, ja to znalazłam, właśnie tę nieostrość, no i przypomniało mi się, jak wielką przyjemność kiedyś sprawiało mi oglądanie albumów z fotografiami, jedynym zarzutem (jeżeli to można traktować jako zarzut) byłaby tu moja wątpliwość, czy w ogóle w kinie, za pośrednictwem filmowego medium powinno się oglądać zdjęcia, ale o tym już chyba pisał sam Barthes w "Świetle obrazu", że fotografia wymaga kontemplacji, a w filmie obrazy poruszają się zbyt szybko