Santiago Palavecino, reżyser filmu “Otra vuelta” (w przygotowaniu drugi film “Tarde”), pokazywanego w Polsce 2 lata temu w cyklu Kino w Budowie przyjechał właśnie na kilka dni do Warszawy. Jeżeli chcielibyście z nim porozmawiać, kontaktujcie się z argentyńską ambasadą - (22 617 6028), albo piszcie: santiago@glosafilms.com
W czarno-białej, gruboziarnistej “Otra vuelta” (Drugie podejście, 2004) w reżyserii Santiago Palavecino wyczuwa się to, co bardzo argentyńskie - nostalgię. Liczą się w nim chwile, pojedyncze słowa. Młody reżyser telewizyjnych reklamówek wraca do miejsca urodzenia, do rodzinnego Chacabuco. Chce nakręcić tu swój pierwszy prawdziwy film na podstawie opowiadania “Perfumowana noc” Heraldo Contiego, pisarza, który tu mieszkał, a potem zniknął, zaginął. To historia miłosna, o której nie za wiele się dowiadujemy. Historia mężczyzny zakochanego w kobiecie, do której pisał listy, historia z “listami w fajerwerkach”. Wszyscy dziwią się temu wyborowi. Nieustannie pytają – a dlaczego “Perfumowana noc”? Reżyser nie odpowiada, być może ma jakiś plan i cel, bez przerwy konstruuje z papieru kolejne fajerwerki, skoro ma nakręcić o tym film, musi wiedzieć, jak to się robi. Sceny z fajerwerkami w naturalny sposób wyciszają te umieszczone między nimi. Są niczym uspokajająca mantra. W tle przygotowań do realizacji filmu pojawia się historia dawnych przyjaciół reżysera, którzy pozostali w mieście. Jeden z kolegów popełnił samobójstwo, drugi – zakochany w dziewczynie tamtego – popada w chorobę psychiczną. Opowiadanie Contiego, którego treści nie poznamy do końca, zdaje się nakładać na rzeczywistą historię niewyjaśnionego samobójstwa. Wiele tu znaków zapytania, poprzecinanych nie związanymi z akcją ujęciami jeziora i koni wśród drzew, które później okażą się fragmentem wiejskiego krajobrazu, w który uciekał przyjaciel reżysera ze swoją małoletnią kochanką. Nic jednak z tej wiedzy nie wynika. Nic nie wynika z zakończenia, które każe nam obserwować wybuchające wreszcie fajerwerki, w których wcześniej reżyser ukrył podarte opowiadania przyjaciela. Niewyjaśnione jest tu najważniejsze. Finałowa satysfakcja widza filmu Palavecino nie bierze się z odkrycia jakiejkolwiek prawdy, czy nawet półprawdy. Satysfakcja leży w niedokończeniu. W niedokończeniu i niedopowiedzeniu leży nie tylko uroda tego filmu, ale jego sens. Być o krok od rozwiązania. Wciąż o krok. To wspaniałe kino. Budowane w sposób konsekwentny, skupione na tajemnicy, a jednocześnie niezwykle autentyczne, ludzkie, dotykalne, chciałoby się powiedzieć codzienne. Bo nawet nie poetyckie. Poezja też jest tu ukryta pod warstwą zwykłych rzeczy. Zwykłych rozmów nad mocną kawą o północy. Argentyna w tym filmie jest taka bliska.