Jest 1.00. Właśnie wróciłem z kina i chcę podzielić się krótką refleksją.
 
Obraz Rolfa de Heer'a to dla mnie najpiękniejszy (z tych, które udało mi się zobaczyć) film tego festiwalu. Dobro, piękno i mądrość zamknięte zostały w prostej formule mitu. Archetypiczna nośność jest tutaj ogromna i dzięki niej na nowo odżywają w nas odwieczne, niezmienne prawdy życia, a w sercu zagaszcza spokój. Szczerze  polecam.
			
		



 ). Wolałbym nie mówić, że ten film jest "mądry", bo to brzmi strasznie, a film skutecznie ucieka od patosu, dzięki umiejętnie wprowadzanemu humorowi. To przede wszystkim piękna, fantastycznie sfotografowana i udźwiękowiona (cały czas czujemy się jakbyśmy byli w środku tropikalnych bagien!) prosta opowieść o życiu Aborygeńskich buszmenów. Mimo że film w celowo niespiesznym tempie opowiada zwykłą historię, łatwo się w nią wciągnąć, bo "odmitologizowani" Aborygeni przypominają zwykłych ludzi ze zwykłymi radościami i problemami (choć żyją w zupełnie innej kulturze!). Bardzo sympatyczny film, jest jeszcze projekcja w sobotę, zachęcam!
 ). Wolałbym nie mówić, że ten film jest "mądry", bo to brzmi strasznie, a film skutecznie ucieka od patosu, dzięki umiejętnie wprowadzanemu humorowi. To przede wszystkim piękna, fantastycznie sfotografowana i udźwiękowiona (cały czas czujemy się jakbyśmy byli w środku tropikalnych bagien!) prosta opowieść o życiu Aborygeńskich buszmenów. Mimo że film w celowo niespiesznym tempie opowiada zwykłą historię, łatwo się w nią wciągnąć, bo "odmitologizowani" Aborygeni przypominają zwykłych ludzi ze zwykłymi radościami i problemami (choć żyją w zupełnie innej kulturze!). Bardzo sympatyczny film, jest jeszcze projekcja w sobotę, zachęcam!


