po co te nerwy? mam prawo dyskutowac o tym, czy warto wydac kilkaset zlotych przed pokonaniem pol polski, poza tym zauwazam pewna tendencje festiwalowa, nie staram sie uogolniac. moim zdaniem - i pokazuje to program tego festiwalu, niezaleznie od frekwencji i szumu medialnego - jest coraz gorzej.
od kilku godzin nic nie robie tylko surfuje, jestem przy literze "S" i dalej widze garstke filmow. dorzucilbym jeszcze 'calvaire', 'intruza' claire denis. moze jescze z jeden-dwa. niestety, jak czytam kolejny opuis w stylu "The camera scans slowly the lost faces of the actors without pity or shame.", to mi sie scyzoryk w kieszeni rozklada.
trudno, nie trawie kina iranskiego, afganskiego, po kilku filmach satyajit ray ktore widzialem daruje sobie czesc hinduska. z pokazow sygnowanych przez andrzeja wajde - do ktorego poza tym tez nie mam zaufania po tym, co robi przez ostatnie 20 lat (czy nie bylo ciekawszej postaci, ktora poopowiadalaby o kinie? wielu wykladowcow z jego szkoly sie nie kompromituje tak strasznie...) - nie obejrze za wiele. najmocniejszym punktem jest bez watpienia takashi miike, tak jak rok temu byl cremaster, nie widzialem czesci filmow fasbindera, ale z tego co widze, raczej posciagam je z emule niz wybiore sie na poludnie polski w tym roku.
i mala uwaga na koniec - niestety, mam 30-kilka lat, czuje sie jak stary dziadek na takiej imprezie jak cieszyn, zdominowanej przez licelistow i mlodychy studentow (glownie plci zenskiej

). moze to impreza nie dla mnie, ot, wapnieje sie... brakuje mi mlodzienczego entuzjazmu i dluzej zastanawiam sie zanim pojde do kina... a teraz zegnam, czeka mnie projekcja 'poison' todda haynesa.