Pierrot Lunaire, reż. Bruce LaBruce

Dyskusje nt. wybranych przez organizatorów filmów z programu 14.TNH 2014
Avatar użytkownika
Seblon
NH-Moderator
 
Posty: 1055
Na forum od:
16 lut 07, 14:33

Post 19 maja 14, 16:57

Trzecim tytułem Klubu Krytyków Forum NH jest Pierrot Lunaire Bruce'a LaBruce'a. Film pokażemy podczas 14.MFF T-Mobile NH w sekcji Panorama.

{{ MFF Berlin 2014 - Nagroda Teddy }}

Pierrot Lunaire to senny koszmar przeciwników ideologii gender. Nie ma w tym nic dziwnego, chodzi w końcu o kolejną prowokację skandalisty Bruce’a LaBruce’a. (...) Pierrot Lunaire z pewnością spodoba się zarówno fanom muzyki klasycznej, jak i artystycznego porno spod znaku >L.A Zombie< czy >Raspberry Reich<. (Piotr Czerkawski)

:arrow: strona filmu >

:arrow: zwiastun filmu >


.
Załączniki
pierrot1.jpg
pierrot2.jpg
pierrot3.jpg
pierrot4.jpg
21. MFF Nowe Horyzonty 22 lipca - 1 sierpnia 2021

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 19 maja 14, 17:21

Nie moja piaskownica, nie moje zabawki. Na początku część mnie chciała poznać treść piosenek śpiewanych w najbrzydszym języku świata, jednak z czasem druga część zaczęła pytać „po co”? Jeśli ktoś kojarzy nazwisko reżysera to nie powinien być specjalnie zaskoczony tym, jak Pierrot Lunaire się prezentuje. Ciekawa konwencja kina niemego nijak ma się do tej queerowej opowiastki. Jak na eksperyment to wyjątkowo mało ciekawa rzecz, a muzyka, tak przecież ważna, przypada do gustu... bardzo wybiórczo. Z pewnością jednak w naszym kraju bardzo na czasie ;). Z chęcią przeczytam tu jakieś przychylne opinie.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 19 maja 14, 21:08

Klasyczny XIX-wieczny poemat belgijski Alberta Girauda przetłumaczony na język niemiecki przez Otto Ericha Hartlebena w opracowaniu muzycznym Austriaka Arnolda Schoenberga w transkrypcji Kanadyjczyka Bruce LaBruce - trochę skomplikowane. Reżyser łączący już wcześniej konwencję gejowskiej pornografii z kinem niezależnym tym razem dorzuca jeszcze stylizację na film niemy i jest to w mojej opinii zabieg udany w stopniu podobnym do filmów "The Artist" czy wcześniejszego kolorowego "Silent Movie". Tekst i muzyka wydają się niezmienione, jednak słowa mówiące o miłości nabierają na ekranie treści transseksualnych, a okresowo homoerotycznych. Dla mnie to bez wątpienia film nowohoryzontowy interesująco pomyślany i wykonany.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 21 maja 14, 12:56

Nie mając wcześniej do czynienia z twórczością Bruce'a nie spodziewałem się, że pierwsze słowo, jakie przyjdzie mi do głowy po seansie, to... "fajny". Film momentami bawił mnie niepomiernie (niektóre plansze z napisami są tak uroczo, przesadnie absurdalne, że ukochałem je z miejsca), więc, mimo poważnego przecież tematu, oglądało się go bardzo dobrze. Z dwoma zastrzeżeniami - po pierwsze, mimo ledwie 52 minut, miałem wrażenie, że jeszcze parę można by wyciąć; po drugie, dlaczego, och dlaczego "Pierrot" nie został nakręcony analogiem, np. szesnastką? To dopiero byłby klimat, bo jednak czerń i biel, choć same w sobie wykorzystane ciekawie (te nakładające się plany, wyraziste cienie...), w nowej technologii zawsze prezentują się jakoś tak płasko, telewizyjnie.

Dosadny humor i ogólny przesadyzm ciągną ten film, dzięki czemu elementy, by tak rzec, body horroru (np. odcinanie piersi), które generalnie w kontekście LGBT jawią mi się jako "so 20th century" (bo wtedy taki mocny przekaz pewnie był potrzebny, dziś już niekoniecznie), nie raziły. Stanowiły po prostu kolejny element kampowej mozaiki. A sama muzyka... och ach. Uwielbiam wszelkie dysonanse, muzyczne dziwadła i w sumie nie obraziłbym się, gdyby jeszcze jakąś kredę szorującą po tablicy tu dołożyli ;) Lecz przecież nie ma co narzekać - interpretacja muzyczna i wokalna to klasa, plansze z tytułami pozwalają się w tym wszystkim jakoś odnaleźć nawet jeśli nie zna się niemieckiego, więc płynie to sobie bardzo ładnie.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

pralik
 

Post 22 maja 14, 2:51

Mrozikos667, przez ciebie nabrało się ochoty na festiwalowy seans, nawet tak krótki

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 22 maja 14, 10:12

Podejrzewam, że będę w mniejszości, więc lojalnie ostrzegam ;)
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
Franciszek
 
Posty: 171
Na forum od:
30 lip 13, 20:01

Post 22 maja 14, 17:50

Jest ktoś w stanie odnieść tę perełkę do jego The Raspberry Reich? Ciekawi mnie, czy to podobny kaliber (haha), czy może jednak coś nieco delikatniejszego...
I killed my father, I ate human flesh and I quiver with joy!

Avatar użytkownika
vifon00
 
Posty: 345
Na forum od:
23 sty 12, 13:41

Post 23 maja 14, 18:05

Muszę się zgodzić z Thanem, że Pierrot Lunaire zdecydowanie nie jest filmem dla każdego. Jest hermetyczny, odrażający i męczący, umownemu aktorstwu i obrazom (głównie odcinanych narządów) towarzyszy atonalna (agonalna) muzyka, sama zaś historia ogranicza się właściwie do jednej idei i dałoby się ją streścić w niespełna kwadrans. Staram się nie wydawać łatwych wyroków, ale seans Pierrota był dla mnie prawdziwą męczarnią. To kino wymiotne, hałaśliwe i przerysowane. Gejowskie porno, stylizowane na film niemy, jak i sceny wodewilowe są formalnie ciekawe, ale to właściwie wszystko, co da się dobrego powiedzieć o Pierrocie. LaBruce atakuje zmysły, jak tylko może, bije pianę, chlusta krwią i rzuca mięsem, ale jego histeryczny przekaz pozostawia obojętnym. Dominujące uczucie podczas całego seansu to niestety obrzydzenie i postępujące znudzenie.

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 24 maja 14, 19:28

vifon00 napisał(a):Muszę się zgodzić z Thanem, że (...) obrazom (głównie odcinanych narządów) towarzyszy atonalna (agonalna) muzyka (...)

Muzyka nie została wymyślona przez reżysera filmu ani na jego zlecenie. To kompozycja klasyczna Arnolda Schonberga Dreimal sieben Gedichte aus Albert Girauds "Pierrot lunaire" w muzyce poważnej znana jako Pierrot Lunaire, Op. 21 i miała swoją premierę w Berlinie w 1912 roku, następnie wielokrotnie grana na całym świecie (m.in. przez Gershwina). W oryginale dzieło trwa około 45 minut, co ogranicza ramy czasowe filmu. Jedno w nagrań dostępne jest na portalu You Tube https://www.youtube.com/watch?v=KsIATAaR-X0. Na uwagę zasługuje fakt, że w tym dziele rola Pierrota jest rolą męską, ale jej partie wokalne wykonuje kobieta śpiewając raz w pierwszej, raz w trzeciej osobie. Ten fakt wydaje się prowokować reżysera filmu do transseksualnej interpretacji (transseksualnych, a nie gejowskich - wątek homoerotyczny jest zdecydowanie uboczny). Taki przekaz może może pozostawiać widza obojętnym, ale może też budzić silne emocje - de gustibus ... !
Tekst poematu znany jest głównie z wersji niemieckojęzycznej (dostępny w internecie również w przekładzie angielskim http://www.lunanova.org/pierrot/text.html).

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 25 maja 14, 0:14

Że muzyka nie została wymyślona na potrzeby filmu, to jeszcze nie znaczy, że komuś nie może wydać się agonalna ;) Aczkolwiek akurat po vifonie się tego nie spodziewałem :) No i będę się trzymał swego - świetne dźwięki, świetny wokal.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
vifon00
 
Posty: 345
Na forum od:
23 sty 12, 13:41

Post 25 maja 14, 14:20

wks:
masz oczywiście rację, że wątek transseksualny jest tu na pierwszym miejscu. To niemal manifest transseksualizmu, przynajmniej za taki pewnie miał uchodzić. Co do muzyki, fakt, że to klasyczna kompozycja Schonberga, nie ma tu nic do rzeczy. Czy się podoba, czy nie, jak sam wspomniałeś, to już kwestia gustu.

mrozik:
Ja też się tego po sobie nie spodziewałem. Byłem przekonany, że spodoba mi się zarówno, tak ciekawie z daleka wyglądający eksperyment, jak i muzyka. Niestety, tak to już jest z eksperymentami, że sukces i fiasko dzieli bardzo cienka granica.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 25 maja 14, 23:34

Niczego odkrywczego nie napiszę, ale swoje cztery grosze dodam. Mnie Pierrot Lunaire nie odrzucił, jak vifona, ale zdecydowanie znudził. Muzyka Schonberga, i owszem, zgadzam się z Mrozikiem - fajna, wykonanie chyba dobre (innego nie słyszałem, więc trudno oceniać). Stylizacja na kino nieme bardzo udana, z aktorstwem nie tyle umownym, ile bardzo trafnie imitującym jego konwencje. Oświetlenie, skadrowanie, wykorzystanie luster i zdjęć nakładanych pierwsza klasa. Są też nawiązania do klasyki - jedna ze scen (jej sposób sfilmowania) jest jak żywcem wyjęta z Nosferatu Murnaua. Konwencja, którą przyjęto, łącząca Schonberga, kino nieme, elementy gejowskiej pornografii, mnie nie razi - nawet myślę, że mogłaby być punktem wyjścia do interesującego filmu. A jednak całość jest nieudana z jednego powodu - Labruce miał pomysł na sposób, w jaki zrobi swój film, ale nie miał pomysłu, czym go wypełnić - cała historyjka o transseksualiście, który chciałby być prawdziwym mężczyzną, a do tego potrzebuje prawdziwego członka, którego obetnie jakiemuś nieszczęśnikowi, mogłaby być opowiedziana w filmie dziesięciominutowym, ale nie może, bo jest on de facto ilustracją do dzieła Schonberga (śródtytuły z numerkami, pojawiające się w filmie, to tytuły jego kolejnych części), które trwa minut 45. W dodatku libretto (jeśli to odpowiednie słowo) Pierrota Lunaire Schonberga to zbiór poezji, połączonych postacią Pierrota i mających jakąś strukturę "narracyjną", wiodącą od miłości do zbrodni, ale w sensie dramaturgicznym nie dających wielu punktów zaczepienia. W żaden też sposób nie powiązanych z opowieścią, którą tworzy Labruce - tu inspiracją była raczej forma muzyczna, czyli wspomniane przez wks-a powierzenie żeńskim głosom męskiej roli. Reżyser z tak wątłym materiałem poradzić sobie nie potrafi - tworzy sceny, w których nic się nie dzieje, albo dzieje się nieciekawie (a na ogół i jedno, i drugie), a kiedy już nie wie, co pokazać, zmienia konwencję z - powiedzmy - umiarkowanie realistycznej na sceniczny kabaret, i w tej nowej konwencji pokazuje to, co już pokazał w poprzedniej. Ostatnim razem podobnie wynudziłem się na równie krótkim filmie na Tetsuo Tsukamoto.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 26 maja 14, 9:04

Odnoszę wrażenie że na pierwszym miejscu jest tutaj muzyka, tj. mamy do czynienia z ilustracją muzyki, pewnie oryginalną i ciekawą ale to dla mnie trochę za mało. Co więcej, nie jestem fanem kina niemego więc te wszystkie odwołania do klasyki i awangardy kina niemego do mnie nie specjalnie trafiają. Najważniejsza uwaga - te wystudiowane ujęcia są zdecydowania za krótkie, żebym się wciągnął w nastrój i atmosferę muzyki. Ale ogląda się to dobrze. Chyba największą zaletą o czym pisał mrozikos667 to są te ironiczne puenty w postaci napisów. No i na pewno za krótko jak na film kinowy.

ayya
 
Posty: 669
Na forum od:
27 lip 09, 10:52

Post 31 maja 14, 14:17

Widziałam kiedyś fragment "L.A. Zombie" (fragment dlatego, że było to tak głupie, iż nie byłam w stanie zmusić do oglądnięcia całości), ale nie będę porównywać. Generalnie miejsce takich projektów jak "Pierrot Lunaire", moim zdaniem, jest w galerii sztuki współczesnej (w odpowiednio zaaranżowanej przestrzeni, z klimatem), a nie w kinie, które jednak ma jakąś konwencję. Nawet jeśli LaBruce usiłuje posiłkować się tą konwencją (stylizacja na kino nieme, fascynacja tanim horrorem etc.), jest tak ograniczony (pod każdym względem: finansowym zapewne, reżyserskim, scenariuszowym etc.), że jego "film" ogląda się naprawdę w męczarniach. To taka chałupnicza robótka najtańszej próby i nawet jak przyświecała jej jakaś głębsza myśl, to jednak wszystko razem wygląda, jakby student szkoły filmowej wyrzucony z niej po pierwszym roku wmówił sobie, że jest kontrowersyjnym artystą-wizjonerem i będzie realizował wytwory swojej dzikiej fantazji.

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 1 cze 14, 11:00

ayya napisał(a): Generalnie miejsce takich projektów jak "Pierrot Lunaire", moim zdaniem, jest w galerii sztuki współczesnej (w odpowiednio zaaranżowanej przestrzeni, z klimatem), a nie w kinie, które jednak ma jakąś konwencję(...),
"film" ogląda się naprawdę w męczarniach(...),
to jednak wszystko razem wygląda, jakby student szkoły filmowej wyrzucony z niej po pierwszym roku wmówił sobie, że jest kontrowersyjnym artystą-wizjonerem.

Nie wyobrażam sobie oglądania tego filmu w jakiejkolwiek galerii, to byłaby naprawdę męczarnia. "Pierrot Lunaire" stanowi próbę poszukiwania nowych horyzontów filmowych, może jest wjazdem w ślepy zaułek, ale wynikającym z jazdy po torach konwencji, po których nie każdy pojazd potrafi się poruszać, a niektóre ulegają wykolejeniu. Niemniej nie wynika to z poczucia bycia kontrowersyjnym artystą-wizjonerem. To raczej próba spojrzenia na tematyką transseksualną z punktu widzenia mężczyzny uwięzionego w ciele kobiety. Filmów podejmujących podobną próbę w ostatnich latach wydaje się być coraz więcej. Bardziej odpowiada mi punkt widzenia LaBruce'a w "Pierrot Lunaire", niż Dolana w "Laurence Anyways".

ayya
 
Posty: 669
Na forum od:
27 lip 09, 10:52

Post 1 cze 14, 15:30

Ja nieraz mówiłam, że marzy mi się sytuacja, gdy przymiotnik "nowohoryzontowy" nie będzie kojarzył się przede wszystkim z niskobudżetowymi, źle zrobionymi produkcjami filmowymi, ale wątpię, czy tego dożyję:)

"Laurence Anyways" był epickim, świeżym, narracyjnym filmem, w dodatku mocno naznaczonym specyficznym, autorskim językiem filmowym autora. Gdyby LaBruce miał wrażliwość, wyobraźnię i umiejętności Dolana, dzisiaj byłby w zupełnie innym miejscu niż jest i zapewne szukałby ciekawszych "nowych horyzontów filmowych".

sally
 
Posty: 83
Na forum od:
23 gru 12, 16:08

Post 1 cze 14, 23:45

Straszny dziwoląg. Podchodziłam do tego filmu trzykrotnie (a to jest sztuka biorąc pod uwagę jego rozmiary), zmęczył mnie bardzo. Podpisuję się pod słowami vifona:
vifon00 napisał(a):To kino wymiotne, hałaśliwe i przerysowane.(...) LaBruce atakuje zmysły, jak tylko może, bije pianę, chlusta krwią i rzuca mięsem, ale jego histeryczny przekaz pozostawia obojętnym.

Najtrudniejsze w odbiorze było dla mnie połączenie kina niemego, pornograficznego, awangardowego, muzyki Szonberga i XIX-wiecznego poematu, do którego została napisana. Czego tutaj nie ma? Raczej nieudany zlepek niż mozaika, przerost formy nad treścią- wszystko podane naraz przypomina złą imprezę po której męczy ciężki kac a odruch wymiotny zdaje się być jedynym ratunkiem...
Można się pokusić o próbę odczytania tego "pomieszania z poplątaniem" jako przejawu chaosu i nadmiarowości obecnych w ciele i duszy transseksualisty. Pytanie jednak- czy nie na siłę szukam tutaj sensu? W treści odczuwam sporą infantylizację problemu.
Gdyby ktoś był zainteresowany- tłumaczenie poematu na język polski znajdziecie tutaj:
http://www.warszawska-jesien.art.pl/wj2 ... /258707594

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 2 cze 14, 14:28

Nieprawdopodobne :)
Nie przypuszczałem, że będzie kiedyś w Klubie film, który mnie zachwyci i który prawie wszyscy odrzucą, bo do tej pory raczej bywało odwrotnie.
Nie znam innych filmów LaBruce'a, więc nie wiem, w jakim stopniu jest on utrzymany w jego stylu. Myślę wszakże, że kardynalnym błędem jest czepianie się muzyki, nawet jeśli nie przypada Wam ona do gustu. Bo Pierrot to nic innego jak szalony, długi teledysk do utworu Schönberga. Piszecie, że film za krótki. No a w jaki sposób miałby stać się dłuższy, skoro jego rozmiary kreuje dzieło kompozytora, w minimalny sposób wydłużone tylko przez wstawki muzyki klubowej? I przy okazji: przeszkadzają Wam też podobnie krótkie filmy w dorobku naszych ulubieńców, że wspomnę chociażby Apichatponga W.?
Największą radość mam w tym filmie jednak nie tyle z muzyki (choć ta kakofonia jest dla mnie dość przyjemna), co z obrazu. Kadry są bardzo wysmakowane, a sam obraz kojarzy mi się nawet nie z ekspresjonizmem niemieckim czy tanim horrorem, co raczej z twórczością Guya Maddina, którego skądinąd nie znoszę, ale szanuję jego zabawy w kino nieme (tylko warstwa wizualna, żadne inne).
Odrzucam tezę, że to chałupnicza produkcja - przeciwnie, jest wyrafinowana aż do bólu i naładowana rozmaitymi smaczkami dla koneserów, które można łatwo przegapić podczas ziewania czy przysypiania. I jak to z takimi bonusami bywa, nie przeszkadzają one w odbiorze całości niewtajemniczonym - ci po prostu mają mniej kontekstów do odczytania.
Dla mnie to na razie numer 1 w tegorocznej edycji Klubu.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 2 cze 14, 16:51

No cóż, Jarku - mi też się to skojarzyło z Maddinem, którego również nie znoszę. Mimo to też podobała mi się stylizacja, ale jakoś uważam, że film nie tyle jest za krótki, co za długi. Nic w jego fabule (nie tylko zupełnie durnej, ale przede wszystkim bardzo ubogiej), nic w zabawach wizualnych nie uzasadniało (aż) takiego metrażu. Ja również sobie zdaję sprawę, że to jest w gruncie rzeczy wideoklip do utworu Schonberga, więc skrócić tego nie ma jak, ale pomysłów na 50 minut tutaj w żadnym razie nie ma. Ja naprawdę na tym filmie przysypiałem, a rzadko mi się to zdarza. Napisz coś, proszę, o tych smaczkach dla koneserów, które musiałem przespać, bo chętnie się dowiem, co takiego przegapiłem.

ayya
 
Posty: 669
Na forum od:
27 lip 09, 10:52

Post 2 cze 14, 17:56

Skojarzenia z Maddinem oczywiście są, ale to właśnie u Kanadyjczyka są te smaczki, które nie tylko uzasadniają formę, ale też dają jej duszę. Też żadnych smaczków u LaBruce'a nie zauważyłam. I zapewne także wśród teledysków znajdzie się wiele dużo ciekawszych niż "Pierrot Lunaire".

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 2 cze 14, 18:36

Dla ścisłości - zarówno Guy Maddin jak i Bruce LaBruce są Kanadyjczykami.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 4 cze 14, 11:40

Cóż, mój głos będzie zbliżony do opinii vifona, Grzesia i sally. Na plus, że było to bez wątpienia dzieło oryginalne i - przynajmniej na początku - intrygujące. Ale im dłużej trwało, tym niestety coraz bardziej nużyło.

Po pierwsze, nie jest to dla mnie interesująca tematyka. Ponieważ w filmie niewiele się dzieje, poszedłbym tropem zasugerowanym przez sally, że chodziło tu o oddanie stanu duszy mężczyzny cierpiącego w ciele kobiety. Tyle, że mam wrażenie, że twórcę bardziej interesowało tu szokowanie, niż przekazanie jakichkolwiek innych treści. Nic z tego szoku nie wynika, prócz narastającego znużenia.

Po drugie, kluczowa bez wątpienia dla filmu muzyka, była dla mnie straszną do zniesienia kakofonią. I tu mam do Was pytanie: czy u Was też pojawiały się co jakiś czas takie niespodziewane, głośne trzaski? Pytam serio: czy jest to część kompozycji Schönberga, czy jakieś błędy na poziomie konwersji audio? Mi w każdym razie szkoda kolumn dla takiej "muzyki".

Niespecjalnie wysoko oceniam też reżyserię (chaos, powtórzenia) i wspominany tu przez niektórych humor (może jeden żart był zabawny).

Ale z drugiej strony cieszę się, że wreszcie mamy w klubie film, o który można się spierać :)
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
vifon00
 
Posty: 345
Na forum od:
23 sty 12, 13:41

Post 4 cze 14, 12:25

Jeśli już jesteśmy przy wideoklipach. Co innego robić teledysk do trzy - pięciominutowej piosenki, a co innego do kilkudziesięciominutowego kolosa. Te najlepsze (do głowy przychodzą mi The Wall/Pink Floyd, Brave/Marillion, czy niedawny Axiom/Archive), to filmy posiadające jakąś fabułę, choćby nawet pretekstową, coś się tam rozwija, zmienia, obrazy pozostają też w ścisłym związku z muzyką. U LaBruce'a fabuła pięciominutowego teledysku rozciągnięta jest do średniego metrażu, przy czym obraz niekoniecznie podąża za muzyką, nie mówiąc już o tym, że fabularnie to ciągłe powtórzenia i kręcenie się w kółko. Dlatego, powtórzę jeszcze raz, pomysł był niezły, ale z wykonaniem niestety już gorzej.

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 4 cze 14, 14:33

Grzes napisał(a):Napisz coś, proszę, o tych smaczkach dla koneserów, które musiałem przespać, bo chętnie się dowiem, co takiego przegapiłem.


Bardzo proszę. Najbardziej wyrazisty znajduje się na jednym z fotosów w poście otwierającym ten wątek. Pierrot przy grobie Nico. Nie wiem, czy to prawdziwy jej grób czy rekonstrukcja, ale sama postać Nico jest znaczącym kontekstem. Mam pisać, kim była? Chyba nie muszę, bo to legenda.

Było też trochę nawiązań teatralnych, pewnie również muzycznych, ale tu nie jestem ekspertem. Z napisów czołówki wynika w każdym razie, że odtwórczyni roli tytułowej zarazem wykonuje partię wokalną; nikt nie podłożył pod nią obcego głosu.

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 4 cze 14, 14:35

doktor pueblo napisał(a):I tu mam do Was pytanie: czy u Was też pojawiały się co jakiś czas takie niespodziewane, głośne trzaski? Pytam serio: czy jest to część kompozycji Schönberga, czy jakieś błędy na poziomie konwersji audio?


Doktorze, tak, były trzaski, ale nie wiem, czy one są oryginalnie u Schönberga.


Powrót do 4. Klub Krytyków Forum NH



cron